4.15.2006

Kwiecien



DAVE'S PARTY... SELECTED PICTURES :) Bloga uzupelnie jakos w tym tygodniu, teraz jednak wklejam obiecane zdjecia z imprezy Dava :) Niestety nie mam wszystkich zdjec. Umieszczam wiec te ktore udalo mi sie zdobyc. Pierwsze zdjecie to palenie gumy, drugie to rezultat palenia gumy. Na pierwszym widac Bena I ...eee. Yeve?.. pchajacych samochod z obu stron by nie uderzyl w sciane. Na nastepnym Miki, Boogie i Dave. Przez dlugi czas nie mozna bylo wejsc do garazu tyle bylo spalonej gumy. Trzecie zdjecie to ja i Dave. Nie pamietam ktora to byla godzina ale jak tak patrze na zdjecie i nasze zadowolone geby to musialo juz troche minac czasu. Dave to naprawde mily i przyjazny koles... od samego poczatku bardzo sie polubilismy. Czwarte to zdjecie naszej wyrzutni do ktorej wsypywalismy proch,upychalismy ze skarpetkami i papierem po czym podpalalismy ląt i odchodzilismy na bok. Obejrzalem czesc nagran z kamery i powiem wam ze nawet na niej wybuch z wyrzutni wyglada narpawde niezle. Szkoda tylko ze proch jest taki drogi by chcielibysmy zrobic kiedys taki duzy ladunek jak robia na wojnie. Moze nam sie uda. Na ostatnim zdjeciu widac nasz potato-gun. Jeden z dwoch jakie mamy. Oba dzialaja naprade super.

Tak, tak, wiem wiem, po raz kolejny spozniam sie z blogiem o pol miesiaca, ugryzcie mnie w tylek. Zajety bylem i tyle, a poza tym nie dzialy sie zadne super wydarzenia. Mialem tu dwojke dzieci przez kilka dni i razem z Geri zajmowalismy sie nimi. Przypomne, ze generalnie jestem przeciw dzieciom i uwazam je za potworki ktore wysysaja energie z ludzi, brudza i denerwuja (a jak sa bardzo male to jeszcze kupe w portki robia i placza ciagle). Takie jest moje przekonanie wiec, ale jak tak kilka dni spedzilem z nimi to tak w pewnym momencie pomyslalem ze moze i fajnie by bylo miec takie swoje. Tyle tylko ze jak sie dluzej zastanowic to takie male cos to bedzie po trosze jak ja... a ja nie chcialbym spotkac takiego drugiego jak ja.
Z ciekawych wydarzen to jeszcze mielismy tu goscia przez pare dni – Heroda. Koles jest bardzo smieszny i jest najlepszym przyjacielem Rona. Nie bylo niestety zadnych imprez u Dava w ostatnim czasie, a szkoda bo chetnie bym cos wysadzil.
Kilka dni temu dostalem prace jako „Inventory Taker”. Zeby dostac ta prace trzeba bylo miedzy innemu zdac test z ... matematyki. Babka byla powazaznie zaskoczona ze zdobylem 39/40 „zadan” dobrze (21 zaliczalo). Ostatniego nie zdazylem wpisac, ale sie nie przejalem bo wiedzialem ze pozostale mialem dobrze. Takze.. praca nie nalezy do wybitnie rozwijajacych. Chodze ze skanerem po sklepie i skanuje produkty, czasem je licze. To co mi sie w niej podoba to totalna dowolnosc godzin. Moge pracowac codziennie, moge pracowac raz w tygodniu, moge wczesnie rano albo pozno wieczorem. Placa nie jest jakas super, 10$/h, ale przynajmniej cos sie ruszylo.
Co poza tym? A niewiele. Zapisalem sie do biblioteki i wypozyczam sobie ksiazki i czytam w wolnym czasie. Czasem gdzies pojade, czasem sie z kims spotkam, czasem pobiegam, czasem na rower wyjde, a czasem caly dzien w domu spedze. Nie nudze sie raczej, cos sie zawsze dzieje. Ostatnio sie dosc powaznie na autostradach pogubilem. Musialem sie zatrzymac w koncu na stacji benzynowej i zapytac gdzie ja w ogole jestem, ha ha ha. W sumie to dosc czesto musze sie ludzi o droge pytac (pomimo ze zabieram ze soba jakies mapki wydrukowane z neta).
No wiem co sie dzieje nowego, bo niecierpliwy Tomaszu rzeczywiscie ma racje ze nudno sie zrobilo i ze nic nie uzupelniam. Poswiece troche czasu pracy jaka mam bo mnie smieszy troche. Tak wiec, pracuje z grupa .. zazwyczaj 20 osob (zaleznie od sklepu). Poznalem czarnego, szczerbatego murzyna, takiego goscia z plaskim czolem, takiego kogos kto mowi ze nazywa sie Sara ale rownie dobrze pasuje do niego imie Roman. Jest jeszcze koles co wazy ze 120kg i jedzie od niego na pol miasta, kobita ktora ma tyle samo wysokosci co szerokosci, dziadek ktory zachowuje sie jakby wyskoczyl z okopu niemieckiego i takie indywiduum co do nikogo nic nie mowi i ma martwe miesnie twarzy. No jest jeszcze pani szefowa Indianin ktora wyglada jak lump z dworca PKP, druga pani w zaawansownym stadium BSE i babcia z Eitzheimerem. Na szczycie znajduje sie Boss w szklankowych okularach, wyglada jak ciec z szatni i ma takie poczucie humoru ze bym go chetnie lewarkiem w morde pol dnia napierdzielal. Wiekszosc czasu spedzam wiec z jedna mloda dziewczyna, co chodzi jak nacpana (ale jest mila), kolesiem co ma co najmniej szesc metrow wysokosci i takim drugim Mexykiem co dorabia tez sobie na stacji. Czasem zagada do mnie koles z morda trupa i inny taki usmiechniety down jeden. Ale tych dwoch sie boje. Ogolnie mam duzo czasu na wlasne mysli, generalnie powinienem skanowac i policzyc liczbe produktow na polce, ale mi sie nie chce liczyc bo mnie to rozprasza wiec zajmuje sie szacowaniem liczby produktow. Czasem mam, jak w Ulicy Sezamkowej, „numer dnia” np 17, i jak widze cos miedzy 15-20 to daje wlasnie 17. Oczywiscie, numery zmieniam kazdego dnia. Takze.. praca bardzo ciekawa, poza tym, wydaje mi sie ze jestem jedynym gosciem tam ze skonczonym liceum.. no moze ktos by sie jeszcze znalazl. Szefostwo mnie nie lubi bo ciagle z kims gadam, ale wale to. A jak odkryja ze nie licze tylko zgaduje liczbe produktow i mnie wyleja to sie jakos bardzo nie przejme.
Pracuje o roznych porach, roznych dniach, w roznych sklepach. Do mnie nalezy wybor kiedy chce pracowac.
Obejrzalem film „Silent Hill” i bardzo mi sie podobal. Polecam!! Mialem isc na impreze do Dava ale nie poszedlem bo cos tam robilem i moze i dobrze bo Ben przypalil sobie kawalek powieki podczas spalania gumy. Poza tym jeszcze rece sobie roztopiona guma troche poparzyl ale nie jest tak zle. Zbieramy teraz pojemniki pod cisnieniem zeby na nastepnej je podpalic albo strzelac do nich. Jestem pewien ze jeszcze cos ciekawego wpadnie nam do glowy.