
No i zaczal sie marzec. Jedrek mnie dreczy wiec opisze zdjecie- do konca w dol, 100m w prawo, 100m podjazdem pod gorke i parkujemy przed "moim" domem. Co sie ciekawego dzieje? W sumie niewiele. Obijam sie mowiac najkrocej. Ron (am. tata) ma powazne problemy z kregoslupem wiec opiekuje sie nim. Jezdze sobie ostatnio ostatnio jego Jeepem :D Fajna sprawa ale chyba wole moj samochod bo malo pali, gdzie Jeep zuzywa 1G na 15mil (moj troche ponad 30mil). Zaczalem sobie znowu biegac ale miernie mi to idzie. Narazie z trudem przebiegam dwa kilometry. Strasznie ciezko mi sie biegnie. Nie wiem czy to przez ta zapasy z zimy jakie mi zostaly (moja waga- 77kg) czy wciaz nie jestem jeszcze przyzwyczajony do amerykanskiego powietrza. Nie to zebym sie krztusil ale zauwazylem ze po 500m zaczyna mi sie ciezko oddychac i trace sily powoli. No to juz wszystko jasne- to powietrze a nie nadwaga czy brak kondycji.
Pare dni temu...eeee.... zadrapal mi sie samochod. Nic powaznego tzn.. u mnie jak sie okazalo praktycznie nic ale te druge auto ktore dotknalem (nie lubie uzywac slowa "wjechac zderzakiem") troche gorzej na tym wyszlo. Jak do tego doszlo? Zaparkowalem samochod, wychodze z niego a ten sie zaczyna staczac.. no i jak go dogonielem, otworzylem drzwi, wszedlem do srodka, wcisnalem sprzeglo (?) a dopiero pozniej hamulec to bylo juz za pozno i dal milego krotkiego buziaka "chrr...czzzy". Wycofalem samochod, zbadalem "zniszczenia", wsiadlem do srodka i zaczalem sie zastanawiac co robic. Hmm... wiekszosc z was na pewno uciekla by z miejsca zdarzenia, ja tak jednak nie potrafie. Poczekalem na wlasciciela, ktory pojawil sie niedlugo po calym zdarzeniu, kiwnalem mu przyjacielsko glowa z wnetrza samochodu i poczekalem az odjedzie. Ze nie zauwazyl zadrapania to juz nie moja wina.. ja na niego czekalem.. i nawet szykowalem sie zeby mu o wszystkim powiedziec tylko ten odjechal. No i tyle. Teraz jednak wiem zeby na nierownosciach zawsze zaciagac reczny (jakos tego felernego dnia zapomnialem o tym).
Coz poza tym? Jezdze sobie samochodem w rozne miejsca. Czasem wybieramy sie do jakichs snobistycznych restauracji gdzie za pol ziemniaka i lososia wielkosci malego palca placi sie 20$. Nie lubie takich miejsc. Ja mam swoja ulubiona meksykanska restauracje (Las Flamingos) i ulubione danie (Carne Ranchera) i do zadnej innej gdybym mial wybor to bym nie szedl. Codziennie mocze sie w jakuzzi, czytam sobie Kinga (Colorado Kid), ogladam filmy na DVD (men of honor) i tak jak na wstepie napisalem, opiekuje sie Ronem.
Kolejny wpis i zero nowych informacji. Ron nie ma się lepiej, a w sumie ma się gorzej takze jako ze mam trudny charakter a on jest rozdrazniony dochodzi do wymian sarkastycznych uwag i sprzeczek. Kilka dni temu zdałem pisemny egzami na prawo jazdy. Poszedlem troche na lysa pale ale udalo sie. 16tego jazda i zobaczymy- z tym parkowaniem moga byc problemy ale mysle ze i tak mi sie uda. Do fryzjera musze pojsc bo nie przepadam za fryzurą pudla. Zacząłem odchudzanie- biegam i jem mniej. I'M THINKING THIN!! (jem zeby zyc, nie zyje zeby jesc- taka zlota mysl). Stosuje diete rozbitka- dużo owoców, wody i steakow z grilla. W kilka dni mam zamiar zrzucic te "extra" kilogramy.
13-14 - Andy przyjechal na tydzien i jako ze jego rodzicow nie było w domu to zrobilismy male spotkanie przyjacielskie. Byl i Ben i Vanessa, zjedlismy sobie po steaku z ziemniaczkami po czym caly wieczor gralismy w pokera i pilismy. Świetnie sie bawilismy i mielismy przy tym masę smiechu (oczywiscie jak zwykle dostalem ataku smiechu). Wygralem nawet kilka dolców :D Nastepnego dnia (który zacząłem po dwunastej) poszliśmy na mecz piłki nożnej (Granite Falls vs Everett, 2:1). Musze powiedzieć że to co zobaczyłem nie przypominało specjalnie piłki nożnej, a raczej niezorganizowaną bieganine czubków za okrągła piłką. No ale, soccer to nie jest sport amerykanów. To tak jakbysmy my mieli zagrac w ich football. Po 20 min polowa ludzi wyladowala by w szpitalu (z czego 30% z ranami klutymi a kolejne 20% z postrzałowymi). Mysle jednak ze w starciu z Amerykanami mielibysmy szanse - w koncy my bitny narod jestsmy, szczegolnie jak przegrywamy. Taka jeszcze drobna refleksja - na ten caly "world cup" to Polacy powinni pojechac autokarami a wrocic w BMkach. To tak z racji repasacji wojennych.
16 - Egzamin praktyczny na prawo jazdy. No coz, powiem tak.. poszlo mi niezle. Menewry jadnak umiem i nie mialem z nimi problemu. Przyzwyczailem sie juz do mojej "Bestii" i jezdzi mi

sie nia swobodnie... niestety oblalem egzamin. Dlaczego? Eeee.. no bo ten... przekroczylem dopuszczalna predkosc o 30km/h :) Jak mozna sie wlec 40km/h w miejscu zabudowanym??? Zanim sie zorientowalem juz mialem 70 na liczniku :( (i to nie jedyne miejsce w ktorym przekroczylem predkosc jak sie dowiedzialem). Porąbani tu sa. To po *uja mi taki silnik? Moglem sobie traktor albo deskorolke z zaglem kupic. Za tydzien poprawka. Smiesznie bo po skonczonym egzaminie gosciu wychodzi z auta i odchodzi kawalek wiec ja ruszam zeby odjechac, a ten sie na mnie patrzy dziwnie, he he. Dopiero po chwili sie zreflektowalem ze musial byc zdziwiony ze "bez"prawa jazdy sobie jezdze. Przeslalem mu usmiech numer 42 i odjechalem.
18 - Boogie i Ben wpadli i posiedzielismy w jakuzzie, popilismy sobie troche, a pozniej przejechalismy sie BMW M3 Bena. Kilka razy spalilismy gume (naprawde niezle), dymu tez troche bylo. Kilka razy mierzylismy czas do setki. Ten samochod naprawde jest szybki. Pozniej rozpedzilismy go do 200km/h :) (w miejscu z ograniczeniem do 50 LOL). Nastepnego dnia Boogie wrocil do domu ale go odwiedzililsmy wieczorem. Posiedzielismy u niego pare godzin, zaliczylismy KFC i juz bez niego pojechalismy na impreze do Dava (sasiada Bena) po drodze zatrzymujac sie tylko by kupic baterie i piwo. Impreza byla zaje***!! Wiec Dave wraz z Benem zbudowali tzw "potato gun" (zgooglujcie sobie, za tydzien zamieszcze zdjecia) na spręzone powietrze (mamy turbosprezarke). Jako pocisków uzywalismy baterii, skreconych srub, petard i podobnych. Bateria wylatuje z taka predkoscia że robi dziurę w metalowej beczce! Udalo nam sie nawet wystrzelic srube ktora przeszla przez drewniane drzwi i wbila sie w beczke :D Oczywiscie znacznie bardziej widowiskowe było strzelanie do butli z propanem :D , i podobnych pojemnikow pod cisnieniem. Równie ciekawie zakonczylo sie umieszczenie ów pojemników w ognisku (ktore rozpalilismy podpalając butelkę z benzyna i olejem). Tak, zrobilismy tez koktajl Molotowa ale kiepsko nam wyszedl... tzn nie wybuchł tylko zrobil kaluże ognia :( Pozniej stalismy sie na chwile "pogromcami mitów" (z Discovery) i sprawdzilismy co sie stanie jak wrzucimy pudelko nabojow do dubeltowki do ognia. Efekt byl inny od przewidywanego, tylko tyle powiem i nikomu sie krzywda nie stala. Koło drugiej w nocy wszyscy mielismy juz pare niezlych promili (pobilem znowu swoj rekord!! nie powiem ile). Dave chyba o kilka za duzo bo zlapał za pile mechaniczna i zaczał ciac sobie sciane w garazu LOL. Pozniej jeszcze w ogrodzie zaczal uparcie ciać jakis pniak... musze sie przyznac ze mimo ze pijany to troche sie przestraszyłem (pól godziny pozniej sam biegałem z siekiera i rabalem drewno LOL- tak wiem niebezpieczne/niemądre zabawy). Dave ma super samochod (sam zbudowal) wiec jeszcze spalilismy gume (tyle dymu to już dawno nie wiedziałem). Nagram filmik nastepnym razem i przesle jak ktos będzie chcial. No i jeszcze robilismy inne rzeczy ale nie będę na blogu pisać LOL. Impreza skonczyła się o 4:30. Zkumplowalem sie z Davem bardzo wiec za tydzien znowu ide :D Wezmę kamere i nagram cos może. Ogolnie SUPER IMPREZA!!!
20-25 Podsumowując tydzień mogę jedynie powiedzieć że miałem dwie rozmowy o pracę (rozmowy, nie interview) i zdałem prawo jazdy (choć ledwo). Babka przyczepiła się że jeżdżę z jedną ręką na kierownicy, z czego często trzymam ją na godzinię szóstej. No i co z tego. Tym razem uważalem na prędkosć, ale i tak nie podobalo jej się że zmieniając pasy albo cofając nie oglądam sie za siebie. Pfff. No ale zdałem więc jest ok. Później poszedłem z kumplami do kina na "V for Vengeta" (nie polecam). Poza tym ja prowadziłem i nie mogłem pić, a oni nie dośc ze w samochodzie pili to jeszcze w kinie więc im się bardziej podobał (pomimo ze ciagle do kibla chodzili). Wrócilismy do domu kolo pierwszej w nocy.
25 - Kolejna impreza u Dava i kolejne niezapomniane chwile (są też zdjecia a nawet nagrania). No więc tak..tym razem zaczęliśmy wczesnie, tak kolo ósmej. Rozpalilismy ognisko, oczywiście nie od tak zapałkami, ale rozlewając benzynę na stertę drewna, pozniej (tak jak na filmach) rozlalismy linię benzyną tak by dochodziła do ogniska i podpalilismy. No i zaczelismy pic. Powyglupialismy sie troche i zabralismy się do roboty. Ben kupił proch i ląt i przyniosl specjalnie skonstruowaną armatę (rura stalowa z jednej strony zaspawana). Zebyscie wiedzieli jaki huk takie cacko robi. Stalismy ze 30metrow od tego a czulismy uderzenie powietrza. Pózniej stala sie rzecz dosc glupia i nieprzewidziana. Dave wrzucil pudełko nabojow do dubeltowki do ognia.. i ten... kawalek jednego trafil mnie w noge. Na szczescie tylko drasnal i nie powinno byc sladu ale co gdyby to byla twarz. Takze, wiecej nie wrzucamy nabojow do ognia. Nastepnie zaczelismy skakac przez ognisko co wcale nie bylo latwe bo bylo ono spore. Boogie pare razy malo co nie wpadl do niego bo byl juz wtedy niezle wstawiony (jakas godzine pozniej juz nie kontaktowal - pol litra wodki w troche ponad dwie godziny). Ja zaczynalem 5 piwo. Nie wiem kto wpadl na ten pomysl ale najwyrazniej jest to znana zabawa (o ktorej ja nie slyszalem), a mianowicie "podaj dalej". Tak wiec ustawilismy sie wokól ogniska i jedna osoba wyjmowala z niego rozżarzone drewienko (albo wciaz palace sie, wybor nalezy do osoby wyjmujacej) i podawala dalej(podrzucajac je w rekach, żąglujac). W pewnym momencie przestalismy, bo powoli nam sie bąble robily i troche sie poparzylismy. Pózniej spalilismy gume w samochodzie Dava i postrzelalismy z potato guna. Tym razem wygral moj pomysl na pocisk. Połączylem grubą srube z kawalkiem preta tak ze powstalo cos na wygląd strzaly. Byl to genialny pomysl bo "strzała" wbijala sie w metalowa beczke tak ze zrobilismy sprayem cel na niej i strzelalismy do niego. Impreze zakonczylismy po pierwszej. Niestety tym razem przesadzilem z alkoholem i ... no ci co mnie znaja to wiedza co i jak. W kazdym badz razie caly nastepny dzien sie meczylem i uwaga.. postanowienie.. przez nastepne pare miesiecy nie pije alkoholu!! Na imprezie działo sie wiele ale to są te najciekawsze, badź te które moge wstawic na blogu (mam nadzieje ze moi rodzice tego nie czytaja... ugh).
Pod koniec marca pojechalem z Geri na zawody w podnoszeniu ciezarow, w ktorych bral udzial Shaun i Dre. Zawody odbyly sie w oddalonym o 450km Spokane (5h jazdy stad). Jazda pomimo ze moze troszke meczaca byla bardzo ciekawa bo widoki momentami byly naprawde cudowne. Gory, rzeka Columbia, stepy (?) itp. Zawody dosc ciekawe, fajnie bylo zobaczyc kolesi podnoszacych setki kilogramow z glowami nabitymi krwia, wrzeszczacych, napakowanych koksem i wygladajacych jak Pudziany. Jednemu kolesiowi zaczela pryskac krew z nosa przy probie przysiadu z ..350kg. Baaardzo ciekawe. Czesc zawodow przespalem wiec w samochodzie. Pomimo ze mieszkalismy w Mariottcie to w pokoju smiedzialo..czyms dziwnym i trudnym do okreslenia. Wlaczalem ogrzewanie i otwieralem okno i jakos dalo sie wytrzymac. Aaa.. a tak w ogole to pojechalismy tam bo Shaun mial urodziny. Generalnie wiec trzydniowa wycieczka bardzo udana.