Czas cos napisac bo pomyslicie ze was nie lubie albo ze cos mi się zlego stalo. Zapewniam wiec, ze u mnie wszystko w porzadku. Mam male problemy z zebem madrosci ale nie jest już tak zle, a poza tym mam zamiar się go w cholere pozbyc i bardzo możliwe ze za darmo (nie, nie dokonam samowyrwania przy pomocy ogolnodostepnych narzedzi typu mlotek, dluto czy kowadlo). Zab zostanie wyrwany przez Filipinczyka, który z zawodu jest weterynarzem ale który twierdzi ze „zab to zab” i czy slon czy czlowiek zasada ta sama „chwytasz mocno i ciagniesz az wyrwiesz”. Może nawet dostane jakies ichtejsze ziele na znieczulenie. Może jakas wizje będę miał? Mam nadzieje tylko ze mi koles nie zrobi wizjera na jedynkach i ze dobrego zeba chwyci. Takiej dziurki po zebie to nie trzeba chyba szyc co? Sama się zasklepi tak mysle. Także... nie wiem jeszcze kiedy ale szykuja się emocje. Musze się zastanowic kiedy do tego pana „doktora” pojsc, na razie po kilku dniach gdzie schudlem dwa kilo bo bolalo mnie jak jadlem, to jest teraz znosnie. Aha.. bo nie wytlumaczylem... nie chodzi o to ze zab rosnie... ja już go mam prawie calego. Chdzi o to ze nie mam na niego miejsca i mi dziurke w policzku zrobil (z tyci-tyci zakazeniem). Pomyslalem wiec ze jak taki paskud z niego to niech fika, bo jak zrobil to teraz to zrobi to tez i pozniej.
W pracy w porzadku. Ze wszystkimi się zaprzyjaznilem i ciagle się smieje teraz i gadam. Panuje tam bardzo kolezenska atmosfera. Na przerwach wszyscy ida palic. Przy rozmowie można donosnie beknac, a przeklinanie jest niemal obowiazkowe. Aha.. i nie panuje tu zasada „sciskania zwieraczy”. Czyli drodzy panstwo, nie trzymamy w sobie tylko dzielimy się przetworzonymi zapachami z poprzedniego dania. Tia.... ale sa tez i normalni ludzie. Generalnie wszystkich już znam i z kazdym gadam gdy tylko mogę. Kiedys zagadalem się na przerwie z kims tam i wracamy a tam w kolku pozostali i debatuja, wiec się pytam o czym rozmawiaja a oni w smiech. Okazalo się ze rozmawiali o mnie i szukali dla mnie ksywki, bo czesc z nich nie potrafila mojego imienia zapamietac (no, nie wymagajmy zbyt wiele od nich). Także, czesc z tych co to dzialaja na najwyzszych obrotach starajac się otworzyc puszke do konserw, uzywa mojej nowej ksywki „Snyckles”, a czesc pozostaje przy Rafael. Co to Snyckles? Okazuje się ze nic. Wymyslone totalnie slowo.. ale mi się nawet podoba. Pytanie.. kto z nich je zapamieta i dlaczego mam wrazenie ze nikt. Powiem jednak ze bardzo podoba mi się teraz w pracy i milo spedzam czas, naprawde.
W domu bajecznie. Ron miał zastrzyk Sterydow w kregoslup i przez dwa dni chodzil jak nakrecony (pomimo ze lekarze kazali mu się oszczedzac). Teraz kiedy zastrzyk przestal dzialac już nie czuje się tak super. Dzien przed zastrzykiem nie wiedziec w sumie czemu ale był totalnie zjechany- caly dzien był polprzytomny i spal co troche nas wszystkich przestraszylo. Zobaczymy jak się wszystko ulozy... wyglada na to ze będzie miał jednak operacje. To chyba jakis Chinski Rok Lekarza jest.
Do tego tak się ostatnio zrobilo ze miałem nieprzyjemna zwade z Ronem na temat Pepika. Sporo jest winy po mojej stronie....poszlo o to ze nie chcialem Pepika zawiesc gdzies tam i on musial. Problem w tym ze z mojego punktu widzenia wcale nie musial bo i Geri była w domu i przede wzystkim Ben. Nie rozumiem wiec czemu takie dziwne ultimatum powstalo „albo ja zawioze Pepika którego nie lubie, albo Ron go zawiezie i będzie zly”. No coz (jako ze ja na ustepstwa nie ide), wybralem oczywiście opcje numer dwa z bonusem który sam wymyslilem czyli.. „a robcie se co chcecie.. ja się zamykam w pokoju i mnie nie ma”. No i tak o to już trzeci dzien siedze w pokoju i wychodze tylko po prowiant i do pracy. Najlepsze jest to ze nie przeszkadza mi to jakos bardzo i wciąż uwazam ze wina nie jest (do konca) po mojej stronie i ze postapilem wlasciwie.
Pogodzilem sie juz ze wszystkimi. Bylem na imprezie u Deva gdzie podpalilismy drzewo i rzucalismy siekierami w drzewo jak Indianie. Wygal Ben trafiajac do celu w drzewie z odleglosci dziesieciu metrow TYLEM!! Aaaa... to zdjecie wyzej.. ze stalowa rura, ktora nam sluzyla jako armata.. ten tego.. zostala rozsadzona po wybuchu ponad pol kilogramowego specjalnego silnego srodka wybuchowego (specjalny rodzaj prochu). I ten.. fala uderzeniowa wybila okno 40metrow dalej, ha ha. Na 4th of July bedziemy mieli nowa, grubsza rure i sprobujemy poltora kilogramu.. z pewnymi obawami.
Z nowosci.. zlapalem gume i musialem wymienic cala opone bo byla nie do naprawienia. Tak sobie jechalem i cos mnie na prawo zarzucalo i tak jakos samochod krzywy... takze... no ale na szczescie nic zlego sie nie stalo, a ze bylem w miescie to odnalazlem majsterklepke i mi wszystko wymienil.
Spotkalem sie z Mel pare razy... no i poszedlem na impreze do Dava :) Jak zwykle dzialo sie. Rzucanie do drzewa przestalo byc smieszne wiec rzucalismy siekierka w siebie, a kazdy mial tarcze drewniana. Nikomu w sumie nic sie nie stalo.. choc czasem bylo dosc groznie. Juz czwarty dzien z rzedu palimy taki ogromny pien. To znaczy, nie sam pień bo jeszcze mamy mase drewna z innych miejsc. Generalnie robimy mega ognisko.. wczoraj na jakies cztery metry :) No i wlasnie niebezpiecznie bylo bo sie taki wysoki pilar majtnal w nasza strone i malo co jednej dziewczyny w twarz nie uderzyl... tia... no to nie bylo smieszne bo normalnie ja musnal. Mielismy do tego tony korsarzy... takze.. ciagle cos wybuchalo. O godzinie pierwszej w nocy ognisko nie spelnialo wymogow Dava, wiec postanowil ze nalezy cos do ognia dorzucic... no i tak zaczelismy wynosic dwie stare kanapy z Dava domu. Jedna spalilismy a druga na jakis czas oszczedzilismy, bo..... Kilka dni temu podczas naszych libacji Dave zaczal swoj "stary" samochod (truck) ciac pila i siedzenia wyrywac.. i sprayem napisy robic. Tak czy siak mamy takie super wygladajace auto- kabriolet.. z golym tylem. No i kanapa wlasnie wyladowala na nim. Po drugiej w nocy wiec, jako ze ja jedyny bylem trzezwy zabralem Dava i Bena na przejazdzke. Oni z tylu na kanapie saczyli piwo, a ja z przodu za kierownica. No i pedzimy po wertepach po ulicach, pare razy malo co na zakrecie kanapa z nimi nie wypadla LOL.. fajnie bylo. Pozniej wrocilismy i Dave zaczal wjezdzac samochodem w ognisko.. za ktoryms tam razem samochod utknal.. no i trzeba bylo w pedzie go wyciagac.. bo ten.. samochody maja bak z benzyna tak pomyslelismy, ha ha ha.. do tego zdazylismy uratowac kanape bo zaczela sie topic i prawie sie zapalila. Zdazylismy wyciagnac samochod pomimo ze jedna opona jest do wyrzucenia. Eh.. no i okolo trzeciej impreza sie skonczyla... ale podczas calej imprezy bylo kupe smiechu. Koles jeden spalil swoja ulubiona czapke, czego pozniej zalowal, jedlismy kielbaski, i ciagle sie wyglupialismy. Kolejna niesamowita impreza!!!
Ostatnimi czasy wychodze sobie na wypady rowerowe do "lasu". No i jezdze se po lesie, po wertepach, obok stawow i takich tam. Dzisiaj jednak zapieprzam normalna drozka z gorki, mialem pewnie 40-50km/h na liczniku, ktorego nie mam, i tak se zapieprzam, a tu nagle lina rozciagnieta miedzy drzewami na wysokosci roweru (oznaczenie czyjejs posesji). Dwie sekundy hamowania i pierdut, dwie sekundy latania i pierdut. No i przywitalem sie z zuzlem. Niczego sobie nie zlamalem, troszke sie pocharatalem tylko. Noge mialem troche bardziej rozwalona i myslalem ze moze nawet bedzie trzeba zszywac cos tam, ale okazalo sie ze "z malej rany duzo krwi".
Z nowosci to tak.. odnalazlem kilku znajomych z high school na myspace. Shaun skonczyl semestr i mieszka z nami tak wiec nudno nie jest. W piatek urzadzilismy popijawe.. oczywiscie ja wciaz nie pije. No i w sobote byla impreza u Dava.. niestety nie mam zdjec czego bardzo zaluje bo zrobilismy ognisko na jakies 7-8 metrow wysokie. Trzeba bylo stac z 15-20 od niego tak bylo goraca. Spalilismy pare opon no i oczywiscie pod koniec Dave wyniosl z domu dwie kanapy. Takze.. nawet jak czegos nie ma pod reka, to jest. Zaluje tylko ze nie mialem apraratu bo takie mega ognisko moze sie nie powtorzyc.
Musze z przykroscia dodac ze na jakis czas imprezy u Dava zostana chyba odwolane. Tego dnia co mielismy ognisko musialem wracac do domu bo nastepnego dnia pracowalem rano ale impreza trwala do czwartej nad ranem. Jak wiadomo wszyscy wciaz pili, a piwa u Dava jest zawsze pod dostatkiem... no i pozniej ktos wpadl na pomysl by pograc w "podaj dalej" no i nieszczesna zabawe toporkiem. Mnie tam nie bylo wiec nie wiem jak to sie stalo.. ale Dave zlapal toporek nie tak jak trzeba, czy cos i sobie zranil sobie dlon... do tego jego zona Miki.. gdy szla do domu przewrocila sie i rozciela sobie glowe. Aaaa.. no i do tego co poniektorzy sie troche przypiekli od ognia. Aaaa.. i sasiedzi sie pojawili podobno i zwrocili uwage ze maja troche juz dosyc wybuchow, pily mechanicznej, wystrzalow z dubeltowki, i wrzaskow o trzeciej nad ranem i ze w przyszlosci moze sie policja pojawic (takie gadanie... ).